Wspomnienie Marii Ziomek
Wspomnienia Pani Marii Ziomek, spisane przez jej wnuczkę. List ten przekazał mi Pan Zdzisław Abramowicz, znany nam badacz dziejów Bolesławca i okolic. Do kontaktu wnuczki Pani Ziomek z Panem Abramowiczem doszło dzięki stronie bunzlau.pl. Nasz pierwszy mały sukces!!!
A oto treść listu:
Dobry wieczór!
Rozmawiałam dziś z babcią na temat jej pracy w Bolesławcu. Pokazałam zdjęcia dawne i aktualne, jak również pytałam o nazwiska osób, które z nią tam przebywały, sprawdzałam je na bieżąco z listą pracowników przysłaną przez Pana. Jeśli chodzi o zdjęcia to nie jest pewna czy są to te miejsca (najbardziej kojarzy, że "to mogło być to" budynek administracyjny - szary, z lekko spadzistym dachem. Według niej w budynku administracji odbierali wynagrodzenie za pracę). Pozostałe zdjęcia, zarówno aktualne, jak i widoki z minionych lat, nie jest pewna więc woli powiedzieć, że nie. Możliwe, że jeśli zobaczy je to przypomni sobie coś więcej. Zaskakująco babcia pamięta więcej niż się spodziewałam.
Jeśli chodzi o nazwiska osób tam pracujących pamięta ich kilka. Mało tego, osoba wymieniona na liście Pana Sosnowskiego, występująca jako Zofia (pseudonim "garbuska"), której nazwisko nie zostało podane, to osoba dość związana z moją babcią Marią - babcia opiekowała się jej niespełna rocznym dzieckiem. Owa Pani Zofia wg niej już nie żyje, a jej nazwisko brzmi Krawczyńska.
Babcia znała także Pana Leona Szlachtę, który to odwiedził siostrę mojej babci zaraz po wojnie (niestety moja babcia mieszkała wtedy w "Zalęcinie"-przypuszczam, że chodzi o Żalęcino).
Kojarzy także nazwiska Kałuziński, a także nazwisko samego Pana Sosnowskiego, Pan Rolka też był jej dobrze znany.
Babcia rozpoznaje z rysunków budynek Waldschule, przypuszczamy jednak, iż mogło być dwóch Ziomków, ponieważ babcia wraz z rodziną mieszkali na parterze, natomiast Ziomki wg rysunków mieszkali na I piętrze. Potwierdza, iż Panowie Sosnowski i Szlachta, a także "garbuska" mieszkali na I piętrze.
Jeśli chodzi o nazwisko babci to mimo, iż jej samej oraz jej mamy nazwisko panieńskie brzmiało Szustka, w dokumentach w Bolesławcu wszędzie widniało nazwisko Ziomek (zarówno w przypadku babci Marii jak i prababci Antoniny).
Moja rodzina przebywając tam składała się z sześciu osób: pradziadkowie Jan i Antonina. Moja babcia Maria będąca nieślubnym dzieckiem, oraz troje dzieci z małżeństwa pradziadków w kolejności chronologicznej: Józef, Henryk oraz Janina.
Jeśli chodzi o sam budynek Waldschule, to pamięta także jak wraz z koleżankami i kolegami skakała z tego tarasu na I piętrze dla zabawy:)
Babcia wspominała także o tym, iż rodziny tam mieszające (podkreślam - rodziny) dostawały kartki na jedzenie. Mojej rodzinie nigdy go nie brakowało, wręcz przeciwnie - dzielili się nim z innymi, w szczególności tzw "samotnikami" lub pracownikami "sezonowymi", babcia nie umie sprecyzować, co oznaczały te określenia. Nie jest pewna czy owe osoby samotne tez dostawały kartki żywnościowe, z całą pewnością miały gorzej niż moja rodzina, byli głodni i często przychodzili na obiady do nich (samotnikiem był np Pan Leon Szlachta).
Rodziny mieszkające w Waldschule gotowały sobie same obiady, samotnikom kartki żywnościowe nie wystarczały, żywili się na stołówce w Waldschuli - jedzenie było fatalne, babcia potwierdza zupę z brukiew. Pewnego dnia samotnicy protestowali, żądali chleba, nie chcieli pójść do pracy, zostali zatem skatowani i wywiezieni. Ślad po nich zaginął.
Moja babcia jadała w domu Pana Lepskiego wraz z kucharkami tam pracującymi.
Stołówka w Wladschuli nie była jedynym miejscem spożywania posiłków. W pobliżu tartaku była Frühstücksstube, gdzie jadali w większości Niemcy, było tam niewielu Polaków. Frühstücksstuba, była miejscem, gdzie jedynie odgrzewano jedzenie, napoje (babcia mówiła o kawie zbożowej) przynoszone przez pracowników. Nie gotowano tam posiłków. (Prababcia Antonina oprócz pracy w tartaku miała za zadanie palić tam w piecach).
Wg babci biuro Pana Lepskiego mieściło się w pobliżu tartaku. Waldschule nie było usytuowane blisko tartaku (dzieliło te miejsca około 30minut drogi pieszo).
W pobliżu Waldschule płynęła rzeka, gdzie pracownicy łamiąc zakazy Niemców łowili ryby.
Babci wspominała, iż Pan Lepski przed ucieczką na zachód rozkazał postawić przybudówkę przy swoim domu, gdzie zamurowywali różne przedmioty (być może cenne ponieważ, przybudówki, nie miały wejść, miały za zadanie jedynie ukrycie owych przedmiotów).
Mój pradziadek Jan pracował w tartaku jak wspomniałam, babcia natomiast została od tego wybawiona, gdy poszła z dziadkiem "na gestapo". Po tym została przydzielona do pracy w domu Pana Lepskiego. Była tam gosposią, czy inaczej pomocą służących. Państwo Lepscy mieszkali w piętrowym domu. Pan Lepski senior miał dwoje dzieci -córkę i syna- syn mieszkał na I piętrze, Lepski senior wraz córką dzielił parter. Lepski senior miał czworo wnucząt (dwoje od córki, dwoje od syna), z całą pewnością w tej gromadce było dwóch chłopców, babcia pamięta ich imiona: Wana i Rajnad - jakkolwiek się to pisze.U Pana Lepskiego pracowały prócz mojej babci dwie niemieckie służące (Lotta i bodajże Elza tudzież Elzen/Elcen). Babcia Maria, oprócz tego, że myła podłogi, okna itp, także ścielała ich łóżka, miała nieograniczony dostęp do ich prywatnych pokoi, a co za tym idzie uważam, że mieli duże zaufanie do niej. Córka Pana Lepskiego chciała "adoptować" moją babcię, jako jedyną osobę spośród tam pracujących, obiecywała jej, iż po wojnie babcia zostanie u nich i wyślą babcię do szkoły.
Mój pradziadek Jan cieszył się sporym szacunkiem wśród ludzi ze względu na swoje umiejętności majsterkowicza. Jak już Panu wspominałam to właśnie on, w czasie gdy ruscy złamali siły niemieckie odwoził Pana Lepskiego i wielu innych Niemców wozem, pod osłoną nocy gdzieś na zachód. Wg babci wyjeżdżał wieczorem, a wracał dopiero rano. Wywóz trwał około dwóch tygodni.
Dziadek pracował także przy wywózce drewna z lasu, wg wspomnień babci, często wyjeżdżał do lasu nawet na 2-3dni.
Moja rodzina przebywając tam, była traktowana bardzo dobrze. Mieli dużo jedzenia, dobre warunki, cieszyli się szacunkiem innych jak i samego Pana Lepskiego, dostawali wynagrodzenia za swoją pracę. Często chodzili do cyrku, na lody i na oranżadę, dostawali prezenty od rodziny Państwa Lepskich.
Babcia ten okres wojny wspomina bardzo dobrze. Złe wspomnienia pojawiają się dopiero po ucieczce Niemców na zachód, gdy ruscy wkroczyli na nasze terytorium. Ale to stanowi już odrębną historię.
Jeśli przypomnę sobie więcej faktów opowiedzianych przez babcię, z całą pewnością opisze je Panu.
Babcia z entuzjazmem podchodzi do planowanej wycieczki do Bolesławca, sądzę, że wtedy lepiej Panu opowie swoją historię, aniżeli czynię to ja pisząc ten list.
Nie możemy się doczekać także Pańskich opowieści. Całą rodziną pragniemy zgłębić historię naszych przodków.
Przepraszam, za zapewne chaotyczną formę tegoż eseju, chciałam opisać jak najwięcej z tego co zapamiętałam z babcinych opowieści.
Nie przyłożyłam się także jeśli chodzi o stylistykę utworu. Proszę wybaczyć mi te błędy.
Z niecierpliwością będę czekała na każdą informację od Pana.
Spokojnej nocy.
Karina Snochowska